Buszująca w regałach, czyli co ostatnio czytam
Dzień dobry!
Dziś chciałabym napisać o książkach. Tak sobie myślę, że moje nawyki czytelnicze trochę się zmieniły przez ostatnie lata. Kiedyś połykałam po kilka książek tygodniowo. Teraz, jeśli mam wybór, najchętniej spędzam czas na łonie przyrody, a na drugim miejscu jest nauka języków. Czytam mniej i wolniej; zauważyłam, że trudniej mi utrzymać skupioną uwagę przez dłuższy czas. Ma to chyba związek z tym, że więcej tłumaczę pisemnie i po kilku godzinach patrzenia w ekran mój mózg najwyraźniej chce odpocząć od liter. Możliwe też, że to wina smartfonów i mediów społecznościowych, które przyzwyczajają nas do minimalistycznych przekazów - takie teorie również słyszałam 😁 Trudno mi jest też skoncentrować się na czytaniu w podróży. Ale książki nadal są ważne w moim życiu i dzisiejszy wpis będzie poświęcony właśnie im. Oto, co ostatnio trzymam przy łóżku i noszę w torbie:
Imię róży / Il nome della rosa / The Name of the Rose / Le Nom de la Rose / 玫瑰的名字 / Der Name der Rose / O Nome da Rosa / Ime ruže / A rózsa neve
Autor: Umberto Eco
Musiałam od niej zacząć, bo to książka, którą czytałam, czytam i będę czytać, i nie wyobrażam sobie, żebym kiedyś miała przestać ją czytać. Wracam do niej co roku. Nie tylko znam ją prawie na pamięć, ale też kolekcjonuję jej wydania w różnych językach. Zaczęło się od tego, że chciałam ją przeczytać w oryginale. Potem miały to być tylko języki, które znam. Jednak ostatnio do kolekcji w tajemniczy sposób dołączyły wydania węgierskie i portugalskie... Tak, sprawa trochę wymknęła się spod kontroli. Czytając różne wersje językowe mam okazję porównywać tłumaczenia i odkrywać ciekawe różnice. Na przykład w polskim tłumaczeniu (które zresztą bardzo mi się podoba), kiedy Salvator przygotowuje smażony syr, Adso dostaje od niego coś innego niż w pozostałych wersjach językowych. Porównajmy:
Co mnie bardzo rozczarowało to to, że w wydaniu chińskim Salvator nie posługuje się swoją makaroniczną mieszanką językową, tylko mówi zupełnie zwyczajnie. Zdaję sobie sprawę, że trudno byłoby to przetłumaczyć na chiński, ale z drugiej strony byłoby miło, gdyby wysławiał się w wyjątkowy sposób.
Nie będę się tu rozpisywać o kunszcie Umberto Eco. Chciałabym tylko zachęcić wszystkich, którzy nie przebrnęli przez pierwszy rozdział i tę książkę odłożyli - spróbujcie jeszcze raz, bo warto 😊
O pięknie i niewierności, czyli o przekładach z literatur orientalnych
Redakcja: prof. dr hab. Stanisław Godziński i dr Piotr Balcerowicz
Tę książkę kupiłam jeszcze na studiach, przeczytałam ją, a potem zapomniałam, że ją mam. Znalazłam ją przypadkowo dopiero niedawno, kiedy dokonywałam książkowej czystki (jeżeli mieszkacie w Warszawie i macie książki do oddania, to Fundacja Zmiana je przyjmie). Postanowiłam ją sobie przypomnieć. Jest to praca zbiorowa, opowiadająca o wyzwaniach, jakie napotyka na swojej drodze właściwie każdy autor przekładów z języków orientalnych. Każdy rozdział poświęcony jest innemu językowi i obfituje w przykłady pułapek, jakie czyhają na tłumaczy. Polecam osobom, które zajmują się lub chcą się zajmować tłumaczeniami zawodowo.
Convenience Store Woman / Dziewczyna z konbini / コンビニ人間 (Konbini Ningen)
Autorka: 村田沙耶香 (Sayaka Murata)
Oddaję głos Oli, która ostatnio napisała niezwykle trafną recenzję tej książki na portalu Bookhunter.pl. Od siebie dodam tylko, że Dziewczyna bardzo, ale to bardzo mi się podobała. Podchodziłam do niej sceptycznie i niewiele brakowało, żebym zostawiła ją na półce w księgarni. Na szczęście postanowiłam dać jej szansę i nie żałuję!
To dobry moment na ciekawostkę językową. Zwrot, którym bohaterka wita wchodzących do sklepu klientów, to いらっしゃいませ (irasshaimase). Wielu turystów nie znających japońskiego odpowiada ekspedientom tym samym zwrotem. Tymczasem wyrażenie to można przetłumaczyć jako "Witamy w naszym sklepie" - z oczywistych względów nie należy więc witać w ten sposób pracowników sklepu 😀
Zwierciadło bogini. Reporter w kraju tranzystorów i gejsz
Autor: Lucjan Wolanowski
Znalezisko wydobyte z dna zakurzonego kartonu podczas wspomnianej już niedawnej czystki. Nie miałam pojęcia, że ktoś w mojej rodzinie ma taką książkę. Ponieważ od jakiegoś czasu mam wielką fazę na Japonię, musiałam zacząć ją czytać. Dodatkowo zachęcił mnie opis na okładce, a zwłaszcza wzmianka o "bambusowej kurtynie":
Jeśli chodzi o moje plany czytelnicze na najbliższy czas, to na liście mam jeszcze The Makioka Sisters Jun’ichirō Tanizaki oraz Les Hommes qui n'aimaient pas les femmes, czyli Millennium Stiega Larssona w wersji francuskiej - wprawdzie już to czytałam, ale nie po francusku, a czuję, że powinnam więcej czytać w tym języku.
Jeżeli odkryliście ostatnio jakieś godne polecenia książki, to proszę, podzielcie się tytułami w komentarzach.
Do następnego wpisu!
Dziś chciałabym napisać o książkach. Tak sobie myślę, że moje nawyki czytelnicze trochę się zmieniły przez ostatnie lata. Kiedyś połykałam po kilka książek tygodniowo. Teraz, jeśli mam wybór, najchętniej spędzam czas na łonie przyrody, a na drugim miejscu jest nauka języków. Czytam mniej i wolniej; zauważyłam, że trudniej mi utrzymać skupioną uwagę przez dłuższy czas. Ma to chyba związek z tym, że więcej tłumaczę pisemnie i po kilku godzinach patrzenia w ekran mój mózg najwyraźniej chce odpocząć od liter. Możliwe też, że to wina smartfonów i mediów społecznościowych, które przyzwyczajają nas do minimalistycznych przekazów - takie teorie również słyszałam 😁 Trudno mi jest też skoncentrować się na czytaniu w podróży. Ale książki nadal są ważne w moim życiu i dzisiejszy wpis będzie poświęcony właśnie im. Oto, co ostatnio trzymam przy łóżku i noszę w torbie:
📖
Imię róży / Il nome della rosa / The Name of the Rose / Le Nom de la Rose / 玫瑰的名字 / Der Name der Rose / O Nome da Rosa / Ime ruže / A rózsa neve
Autor: Umberto Eco
Fragment mojej kolekcji "Imion róży" w różnych językach |
Musiałam od niej zacząć, bo to książka, którą czytałam, czytam i będę czytać, i nie wyobrażam sobie, żebym kiedyś miała przestać ją czytać. Wracam do niej co roku. Nie tylko znam ją prawie na pamięć, ale też kolekcjonuję jej wydania w różnych językach. Zaczęło się od tego, że chciałam ją przeczytać w oryginale. Potem miały to być tylko języki, które znam. Jednak ostatnio do kolekcji w tajemniczy sposób dołączyły wydania węgierskie i portugalskie... Tak, sprawa trochę wymknęła się spod kontroli. Czytając różne wersje językowe mam okazję porównywać tłumaczenia i odkrywać ciekawe różnice. Na przykład w polskim tłumaczeniu (które zresztą bardzo mi się podoba), kiedy Salvator przygotowuje smażony syr, Adso dostaje od niego coś innego niż w pozostałych wersjach językowych. Porównajmy:
- włoski: un piatto coperto da un panno ("talerz przykryty ścierką/kawałkiem materiału").
- francuski: un plat recouvert d'un linge ("talerz przykryty ścierką/kawałkiem materiału").
- chiński: 上面盖着一块布 ("talerz przykryty ścierką/kawałkiem materiału").
- polski: talerz pokryty pianą.
Co mnie bardzo rozczarowało to to, że w wydaniu chińskim Salvator nie posługuje się swoją makaroniczną mieszanką językową, tylko mówi zupełnie zwyczajnie. Zdaję sobie sprawę, że trudno byłoby to przetłumaczyć na chiński, ale z drugiej strony byłoby miło, gdyby wysławiał się w wyjątkowy sposób.
Nie będę się tu rozpisywać o kunszcie Umberto Eco. Chciałabym tylko zachęcić wszystkich, którzy nie przebrnęli przez pierwszy rozdział i tę książkę odłożyli - spróbujcie jeszcze raz, bo warto 😊
📖 |
O pięknie i niewierności, czyli o przekładach z literatur orientalnych
Redakcja: prof. dr hab. Stanisław Godziński i dr Piotr Balcerowicz
"O pięknie i niewierności" |
Tę książkę kupiłam jeszcze na studiach, przeczytałam ją, a potem zapomniałam, że ją mam. Znalazłam ją przypadkowo dopiero niedawno, kiedy dokonywałam książkowej czystki (jeżeli mieszkacie w Warszawie i macie książki do oddania, to Fundacja Zmiana je przyjmie). Postanowiłam ją sobie przypomnieć. Jest to praca zbiorowa, opowiadająca o wyzwaniach, jakie napotyka na swojej drodze właściwie każdy autor przekładów z języków orientalnych. Każdy rozdział poświęcony jest innemu językowi i obfituje w przykłady pułapek, jakie czyhają na tłumaczy. Polecam osobom, które zajmują się lub chcą się zajmować tłumaczeniami zawodowo.
📖
Convenience Store Woman / Dziewczyna z konbini / コンビニ人間 (Konbini Ningen)
Autorka: 村田沙耶香 (Sayaka Murata)
"Dziewczyna z konbini" |
Oddaję głos Oli, która ostatnio napisała niezwykle trafną recenzję tej książki na portalu Bookhunter.pl. Od siebie dodam tylko, że Dziewczyna bardzo, ale to bardzo mi się podobała. Podchodziłam do niej sceptycznie i niewiele brakowało, żebym zostawiła ją na półce w księgarni. Na szczęście postanowiłam dać jej szansę i nie żałuję!
To dobry moment na ciekawostkę językową. Zwrot, którym bohaterka wita wchodzących do sklepu klientów, to いらっしゃいませ (irasshaimase). Wielu turystów nie znających japońskiego odpowiada ekspedientom tym samym zwrotem. Tymczasem wyrażenie to można przetłumaczyć jako "Witamy w naszym sklepie" - z oczywistych względów nie należy więc witać w ten sposób pracowników sklepu 😀
📖
Zwierciadło bogini. Reporter w kraju tranzystorów i gejsz
Autor: Lucjan Wolanowski
"Zwierciadło bogini" |
Znalezisko wydobyte z dna zakurzonego kartonu podczas wspomnianej już niedawnej czystki. Nie miałam pojęcia, że ktoś w mojej rodzinie ma taką książkę. Ponieważ od jakiegoś czasu mam wielką fazę na Japonię, musiałam zacząć ją czytać. Dodatkowo zachęcił mnie opis na okładce, a zwłaszcza wzmianka o "bambusowej kurtynie":
Oto już trzecie wydanie książki, która doczekała się także przekładów na obce języki. Lucjan Wolanowski zabiera nas na przelot nad biegunem do Tokio (...). Odwiedzamy poławiaczki pereł i zakład dla trędowatych. Śledzimy perypetie jazdy... samochodem po Tokio i wstępujemy do polskiego klasztoru w Nagasaki (...). Obserwujemy bieg taśmy montażowej w wielkiej hali fabryki radioaparatów tranzystorowych. Staramy się zajrzeć za "bambusową kurtynę" pałacu cesarskiego i do koszar amerykańskich garnizonów.Okazało się, że to uroczy reportaż z podróży do Japonii, wydany w 1964 roku.
Gdy pasażerowie przybywali do Schiphol (lotnisko Amsterdamu, 4 metry pod poziomem morza), żegnali się z najbliższymi, przechodzili odprawę paszportową - w spiżarni samolotu, temperaturze -40 stopni, lokowano posiłki dla pasażerów i załogi na całe 18 godzin pierwszego etapu naszego lotu z Amsterdamu nad biegunem północnym do Anchorage na Alasce. Czuwali nad tym stewardzi i stewardessy. Gdy samolot znajdzie się już w powietrzu, słowo "zapomniałem" nie jest żadnym tłumaczeniem.Zwierciadła nie przeczytałam jeszcze do końca, ale klimat tej książki mnie urzekł i na pewno będę ją czytać dalej.
📖
Jeśli chodzi o moje plany czytelnicze na najbliższy czas, to na liście mam jeszcze The Makioka Sisters Jun’ichirō Tanizaki oraz Les Hommes qui n'aimaient pas les femmes, czyli Millennium Stiega Larssona w wersji francuskiej - wprawdzie już to czytałam, ale nie po francusku, a czuję, że powinnam więcej czytać w tym języku.
Jeżeli odkryliście ostatnio jakieś godne polecenia książki, to proszę, podzielcie się tytułami w komentarzach.
Do następnego wpisu!
Amelie Nothomb. Każda książka. No i akurat okazja do poczytania czegoś po francusku 😊
OdpowiedzUsuń